Wczytuję dane...

Takie jak JA - historie z życia. 26 "Kładzenie dzieci spać to był koszmar, dopóki przypadkiem nie odkryłam jednego triku."

Takie jak JA - historie z życia. 26 "Kładzenie dzieci spać to był koszmar, dopóki przypadkiem nie odkryłam jednego triku."

historie-z-zycia-26-czytanie-wieczorem
Anna, 30 lat, gospodyni domowa

"Dziś się na pewno uda. Na pewno!" - obiecywałam sobie w myślach. I jak zwykle, po prostu oszukiwałam samą siebie.


Czy wieczór z herbatą, książką i robótką to tak wiele? Czy to marzenie musiało pozostawać zawsze poza moim zasięgiem? Na to wyglądało. Podejmując decyzję o pozostaniu w domu na pełen etat nie tak sobie wszystko wyobrażałam. Owszem, trolle internetowe twierdzą, że kobieta siedząca w domu nie robi nic, tylko leży i pachnie. Heh, chciałabym sobie poleżeć. A i z pachnieniem różnie bywa. Nie będę zresztą tego wątku ciągnąć - nikogo nie przekonam, a wiem, że inne mamy mnie zrozumieją. W każdym razie pracy się nie boję, więc myślałam że ogarnę wszystko bez trudu. No i na początku, z jednym dzieckiem, faktycznie tak było. Przy drugim pojawiły się zgrzyty i opóźnienia. Przy trójce poczułam, że tego auta zwanego moim domem nikt nie prowadzi, a ja sama siedzę na tylnym siedzeniu i po prostu daję się ponieść. Jednym słowem traciłam kontrolę.


Codziennie rano wstawałam z nową energią i nadzieją. Wszystko zrobie szybko, a potem siądę sobie i się zrelaksuję gdy dzieci już zasną. I tu leżało sedno problemu. Te małe gnomy, jakby im pozwolić, latałyby jak nakręcone przez całą noc. Nie działały prośby ni groźby. Nie pomógł wieczorny zakaz wstępu dla taty, który zamiast kłaść dzieci spać, wyczyniał z nimi cyrkowe (i bardzo głośne!) sztuki. Kładzienie się obok, żeby zasnęły szybciej? Zapewne każda inna mama, która właśnie to czyta, parsknie sarkastycznym śmiechem. No właśnie, budzi się potem człowiek w środku nocy, w pełnym ubraniu, obok śpiącego słodko maluszka, nie wiedząc jaki mamy dzień, miesiąc czy rok. Nie zawsze energii starcza nawet na przeczołganie się do własnego pokoju i pod własną kołdrę. Próbowałam oczywiście wieczornego czytania, ale dzieci jakoś nie były nigdy zbytnio zainteresowane. Nie słuchały, przeszkadzały, marudziły. Nie chciały brać przykładu z bohaterów książeczek: "Króliczki idą spać" czy "Dobranoc mały misiu".


Wszystko zmieniło się, gdy pewnego dnia podczytywałam w każdej wolnej (haha, a to mi się żart udał) chwili kryminał Agaty Christie. Nie mogłam się doczekać wieczoru, łudząc się nadzieją, że dziś to mi się na pewno uda. A tymczasem wieczorem standardowy chaos. Zdenerwowałam się. To znaczy bardziej niż zwykle. To ja tu chcę się dowiedzieć kto zabił Lorda Edgwara, i nie mogę? O, tak to nie będzie. Poczytam i już! Usiadłam na krześle w pokoju dzieci, włączyłam książkę w telefonie i starając się ignorować hałas, próbowałam składać litery w logiczną całość. Nie szło, ale się uparłam. Próbując pokonać harmider zaczęłam czytać sobie na głos. Dopiero po jakichś trzech stronach zauważyłam zmianę w otoczeniu. Hałas jakby zelżał. Co prawda najmłodszy synek dalej biegał po całym pokoju udając samolot, ale starszy syn i córka siedzieli na swoich łóżkach i... słuchali.

Natchnięta jakąś szczęśliwą myślą nie tylko nie przestałam czytać, ale i udając, że zupełnie nie zwracam na dzieci uwagi, zaczęłam wczuwać się w proces czytania, zmieniać głosy postaci, akcenty itd. Pewno brzmiało to trochę głupio, ale się opłaciło. Samolocik wylądował na swoim łóżku i wgapiając się we mnie swoimi wielkimi oczętami, słuchał. "Choćby się waliło i paliło, nie przerywaj czytania!" - przykazałam sama sobie, nie spoglądając więcej w kierunku dzieci. Podniosłam oczy dopiero po kilku rozdziałach (opowieść mnie wciągnęła) i zobaczyłam trójkę śpiących grzecznie dzieciaczków. Tego dni sama poszłam wcześniej do łóżka, ale przynajmniej do swojego własnego.

Następnego wieczoru postanowiłam iść za ciosem i znów spróbować szczęścia, tylko tym razem dobierając repertuar odpowiedniejszy do wieku słuchaczy. Wybrałam "Dzieci z Bullerbyn" - moją ukochaną książkę z dzieciństwa. Tam to dopiero było pole do popisów aktorskich! Dzieci słuchały, prawie nie przerywając, aż zasnęły. Nie wierząc we własne szczęście poszłam do kuchni zrobić sobie herbaty i siadłam do własnej lektury.

Powtarzamy to teraz co wieczór. W sumie piekę dwie pieczenie przy jednym ogniu, bo ja przypominam sobie książki z dzieciństwa, dzieci mają prywatnego lektora i szybciej zasypiają. Wreszcie mam wieczory tylko dla siebie. A to robi ogromną różnicę jeśli chodzi o moje samopoczucie i nastawienie do reszty rodziny.